piątek, 13 czerwca 2014

Sympatyczny poradnik o tym, jaki naprawdę jest mężczyzna

Poradnik „Mężczyzna od A do Z” pierwszy raz wpadł mi w łapki kilka miesięcy temu. Pokazała mi go któregoś dnia koleżanka, którą akurat odwiedziłam. Od razu miałam ochotę go przeczytać, ale musiałam poczekać w kolejce w efekcie czego na długie miesiące o nim zapomniałam. Dopiero w ostatnim miesiącu znów pojawił się w moim zasięgu. Tym razem wysunął się na pierwszy plan wśród pozycji, które akurat miałam do przeczytania. Nie ukrywam, że bardzo interesowało mnie, co też autor napisał.

Uważam się za osobę otwartą, jeżeli chodzi o tego typu poradniki i podchodzę do nich z dużą dozą ciekawości, więc zawarte tutaj rady czy wskazówki uznałam za całkiem trafne i przydatne, a podejrzewam, że znajdzie się wiele kobiet, które mogą one oburzyć czy zbulwersować. Grunt to mieć do siebie dystans. Piotr Mart napisał przecież ten poradnik z myślą o kobietach by łatwiej było im zrozumieć mężczyzn i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze mu to wyszło. :)

Poradnik o mężczyznach dla kobietCo prawda mężczyźni są różni, tak jak kobiety są różne, więc nie wszystko zadziała ma każdego, jednak można doszukać się pewnych prawidłowości  u każdej płci i na nich właśnie bazuje autor. Niemal przez całą lekturę książki odnosi się do różnic w aktywności półkul mózgowych u kobiet i mężczyzn, przy czym skupia się przede wszystkim na mężczyznach wzrokowcach, którzy stanowią ok. 80% wszystkich osobników płci męskiej. Ponieważ sama spotykałam się z takim przez dłuższy czas, miałam wrażenie jakbym czytała właśnie o nim. To niesamowite jak bardzo to, co przeczytałam w tej książce pokrywało się z rzeczywistością. Pamiętam dobrze jak czasami trudno było nam się porozumieć i znaleźć wspólny język. To, co mnie wydawało się oczywiste, jemu przychodziło zrozumieć z największym trudem. Mówiłam tysiąc razy o tym samym, powtarzałam się i marudziłam starając się do niego w końcu dotrzeć właściwymi słowami, a okazało się, że to wszystko było jedną wielką kulą w płot, bo nie stosowałam odpowiednich obrazów, które mógłby ten mój mężczyzna zobaczyć. Tak, mężczyzna wzrokowiec ma najbardziej rozwinięty zmysł wzroku, co oznacza, że byle jakie, wzięte prosto z brzegu słowa nie wystarczą by przekazać mu to, co chcemy by zrozumiał. Trzeba dobrać takie wyrazy, które stworzą odpowiedni obraz w jego głowie, a jakie to wyrazy, tego dowiecie się właśnie z tej książki.

Mamy tutaj rozdział o uwodzeniu, o życiu w związku czy o wspólnym mieszkaniu. Autor wskazuje, co powinnyśmy my kobiety robić i jak się zachowywać by go uwieść, rozkochać w sobie, a później wieść wspólne, szczęśliwe życie. Pokazuje, co jest najważniejsze dla mężczyzny, a co dla kobiety. Wyjaśnia jak pewne słowa, takie jak np. „kocham cię” rozumieją mężczyźni, a jak kobiety i co one tak naprawdę znaczą dla każdej płci. Proponuje nawet gry mające na celu sprawdzenie trwałości związku, które bardzo mi się spodobały i polecałabym wypróbowanie ich każdej kobiecie, nawet, jeśli nie traktuje tego typu poradników czy wskazówek w nich zawartych na serio. Są to bardzo proste gry, ale przypuszczam, że spełniają swoje zadanie polegające na spojrzeniu przychylniejszym okiem na swojego faceta. Gdybym miała teraz okazję, na pewno bym spróbowała.

To wszystko okraszone jest konkretnymi przykładami i scenariuszami, które znacznie pomagają w odbiorze poradnika. W ten sposób autor stara się pokazać za pomocą, jakich obrazów można dotrzeć do wzrokowca, jakie sytuacje wykreować by wyrobić pozytywny obraz siebie i później móc się do niego odwoływać. Podkreśla, że nie wystarczą tylko słowa. Wręcz przeciwnie, one w niewielkim stopniu wpływają na wzrokowca. Należy raczej skupić się na tym, co widzi mężczyzna jak patrzy na kobietę, na tym, co odróżnia nas od mężczyzn, czyli na naszej kobiecości i właśnie ją wykorzystywać.

Mężczyzna od A do Z - Piotr MartTak naprawdę nie wydaje się to trudne, zwłaszcza, że po lekturze poradnika można odnieść wrażenie, że mężczyźni nie są skomplikowani. Po prostu pewne rzeczy rozumieją inaczej od nas, kobiet, ale tak jak i my potrzebują czułości i miłości. Jestem nieco zaskoczona podejściem autora do mężczyzn, bo to wygląda trochę tak, jakby byli jajkami, które łatwo potłuc. Wydaje się, że są tak słabi psychicznie, że byle słowo czy obraz, dłuższa kłótnia czy ciche dni mogą ich urazić do żywego. Mam wrażenie, że Piotr Mart bardzo tłumaczy mężczyzn. Każde ich zachowanie, bowiem uzasadnia - często zachowaniem kobiet. Czasami trudno było mi się zgodzić na te usprawiedliwia, szczególnie dla męskiej agresji czy picia alkoholu, bo wychodzi na to, że to kobieta przez swoje postępowanie, np. krytykę, prowokację pobudza mężczyznę do określonego zachowania. Generalnie słowa poradnika odebrałam w ten sposób, że to kobieta powinna być tą mądrzejszą w związku i się nie kłócić (tylko odpuszczać) oraz postępować „z głową”, bo tylko wtedy może osiągnąć to, na czym jej zależy.

Na szczęście w książce znalazł się również rozdział poświęcony tzw. „trudnym przypadkom”, w którym autor opisuje mężczyzn o określonych cechach, do których znacznie trudniej dotrzeć i tylko nielicznym kobietom o określonych cechach udaje się zbudować z takimi satysfakcjonujący związek. Piotr Mart wyjaśnia, w jaki sposób można to zrobić i z czego wynika ich zachowanie. Osobną kategorię stanowią tzw. słuchowcy, u których dominującym zmysłem jest słuch, a nie tak jak w przypadku większości wzrok. Również i na tych jest sposób i można się z nimi dogadać tylko należy skupić się na innych cechach.

Książka Piotra MartaNa uwagę zasługuje również okładka poradnika, która mnie wyjątkowo przypadła do gustu, a Wam? Znalazły się na niej przedmioty, które często pojawiają się w zasięgu wzroku mężczyzny i z czym w sumie można go kojarzyć. Mamy tutaj piwo, czyli ulubiony napój faceta, konsolę do gier, bo który z mężczyzn nie lubi popykać sobie w piłkę nożną czy wyścigi samochodowe. Prócz tego jest zegarek na rękę, chociaż z punktualnością u mężczyzn bywa różnie oraz sportowa bryka,bo który Pan nie marzy o wypasionym autku. Nie zapominajmy też o piłce do nogi i fajnych ciuchach i fryzurce, które widać na obrazku faceta. No i oczywiście element damskiej garderoby. Po raz kolejny wszystko się zgadza – takiego mężczyznę poznałam. :)

Poradnik „Mężczyzna od A do Z” polecam serdecznie wszystkim kobietom. Wiele rad czy wskazówek jest tutaj bardzo trafionych i warto zastosować je w życiu w związku z relacjami z mężczyzną. Książka napisana jest w lekki, zabawny sposób i sprawiła, że wiele razy miałam banana na twarzy. Może warto w niektórych miejscach potraktować ją nieco z przymrużeniem oka, ale o tym niech zdecyduje już każdy osobiście. Lektura sama w sobie stanowi miłą rozrywkę i daje nadzieję, że kobieta z mężczyzną może się jednak dogadać. Wystarczy tylko chcieć, a Piotr Mart życzy wszystkim jak najlepiej. Ten poradnik chętnie widziałabym u siebie na półce, by móc do niego wracać i się inspirować w kontaktach z mężczyznami. Niestety jest pożyczony i będę musiała go oddać.


sobota, 17 maja 2014

Garderobiane porządki

Porządki w garderobie
Taki stos ubrań mam do wydania...
Pisałam ostatnio o robieniu oczyszczających porządków i muszę powiedzieć, że działają one na mnie kojąco. Ilekroć widzę jak krok po krok moja przestrzeń nabiera odpowiednich kształtów robi mi się jakoś lżej na duszy. Układanie, pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów, ścieranie dawno nagromadzonego się kurzu. To wszystko jest jak szykowanie sobie gruntu pod nowe życie. I tak to trochę odbieram. I tego właśnie potrzebuję! Najważniejszy w tym wszystkim jest właśnie proces porządkowania i chociaż w moim przypadku trwa on już trochę czasu, to nie przejmuję się tym, bo wreszcie widzę światełko w tunelu i czuję, że zbliżam się do końca.

Na początku wzięłam się za ubrania i był to nie lada orzech do zgryzienia gdyż miałam wrażenie, że mam więcej ciuchów niż miejsca na nie - odpowiedniego miejsca w postaci szaf, szuflad i szafek, a nie toreb, reklamówek czy worków. Początkowo myślałam, że nie dam rady i wyjdzie na to, że z powrotem wszystko upchnę. Jak już pisałam wcześniej, jestem bardzo sentymentalna i pięć razy muszę się zastanowić zanim coś wyrzucę nawet, jeśli coś ewidentnie powinno wylądować w koszu albo znaleźć się w innych rękach. Podczas porządków zmagam się z natrętnymi myślami, które utrudniają sprawne sprzątanie i sprawiają, że szkoda mi pozbyć się niektórych ubrań. Nauczyłam się jednak sobie z nimi radzić. Odpowiedni kontrargument zwykle załatwia sprawę. Do najczęstszych przeszkód tego typu należą myśli, które przedstawiam poniżej.
  1. Tak lubiłam tę rzecz – znacie tę sytuację, kiedy podczas porządków natykacie się na ciuch, w którym wychodziliście się za wszystkie czasy, ale jego wygląd i stan pozostawiają wiele do życzenia już od jakiegoś czasu? W pierwszym odruchu chcielibyście zapewne z powrotem odłożyć go na półkę. Przyjrzyjcie się wtedy mu dokładnie i zastanówcie czy nadal chcecie pokazywać się w nim publicznie. Wszystko ma swój kres. Pomyślcie, że pozbywając się go, zyskujecie dodatkowe miejsce w szafie, a w jego miejsce możecie sobie kupić coś nowego.
  2. Zostawię sobie po domu – nie wiem jak Wy, ale ja mam bardzo często tak, że wiem, że ubranie nie nadaje się już by wyjść w nim na miasto, ani nawet na siłownię, a mimo to próbuję znaleźć dla niego zastosowanie i pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to by zostawić je sobie do chodzenia po domu. Czasami dotyczy to rzeczy, które lubiłam. Innym razem takich, w których niemal w ogóle nie chodziłam. To wszystko sprawia, że mam tych rzeczy po domu naprawdę wiele. Kiedy najdą nas takie dylematy warto zastanowić się czy rzeczywiście potrzebujemy kolejnej rzeczy „pod domu” albo czy chcemy paradować w czymś, w czym tak naprawdę nie czujemy się dobrze. Ja lubię wyglądać i czuć się dobrze zawsze. Także w domu, a Wy?
  3. To w ogóle nie jest zniszczone – zdarza Wam się kupić coś, w czym później w ogóle nie chodzicie albo raz na ruski rok zmusicie się by założyć? Mnie tak. Bywa, że pod wpływem impulsu, chwilowej zachcianki czy wyjątkowo korzystnej ceny chapnę coś z wieszaka i lecę z tym do kasy, a później leży na półce nawet latami, bo przecież musi minąć odpowiedni okres przedawnienia by można było to np. komuś oddać. Trudno pozbywa się takich rzeczy. Warto jednak przełknąć żal, że się wydało niepotrzebnie kasę i zwolnić miejsce w szufladzie, a następnym razem starać się dokonywać bardziej racjonalnych zakupów. Taką niezniszczoną rzecz, która nam nie pasuje można np. oddać komuś znajomemu czy bliskiemu. A nuż jej czy jemu akurat przypadnie do gustu.
  4. Jak schudnę, będę nosić – są ubrania, z których po prostu wyrastamy albo takie, które z czasem przestają na nas pasować, bo przytyliśmy, schudliśmy, wyrośliśmy czy po prostu skurczyły się albo rozciągnęły w praniu. Co poradzić, bywa. Powinniśmy się wtedy z nimi pożegnać. My jednak wolimy się łudzić, że kiedyś w jakiś magiczny sposób znów zaczną na nas pasować. Weźmy jednak pod uwagę, że odkładając ich noszenie na wieczne później ryzykujemy, że nawet, jeśli nadejdzie ten moment (bo np. rzeczywiście uda nam się schudnąć), to przestaną nam się już wtedy podobać albo będziemy woleli kupić sobie nowe. Do tego czasu jednak nadal będą zalegać w naszych szafkach. Czy naprawdę warto? Czy są aż takie super? Jeżeli rzeczywiście tak, dajmy im ostatnią szansę, ale odłóżmy na osobną kupkę i wyznaczmy ostateczny termin na rozprawienie się z nimi. Jeśli po tym czasie będą na nas pasować, zostawmy, jeśli nie, pozbądźmy się ich.
  5. A może to się jeszcze przyda – myśl, która nawiedza mnie zwykle w przypadku ubrań, które nie są jeszcze na tyle zniszczone by bez żalu je wydać. Od razu dostrzegam wtedy, jaka to fajna rzecz i jak można by ją wykorzystać. Nagle widzę tysiące zastosować dla materiału, z którego jest wykonana albo wyszukuję zestawienia z innymi ubraniami, w których by się sprawdziła. Problem polega na tym, że zwykle taki ciuch leżał na dnie szafy nieruszany całe wieki z jakiegoś powodu, więc jest małe prawdopodobieństwo, że zacznę w nim chodzić akurat teraz. Podobnie sprawa wygląda z jego wykorzystaniem w inny sposób. Jeśli chciałabym przerobić go sobie na torebkę, bluzkę, sukienkę itp., już dawno bym to zrobiła.
Swoje porządki ubraniowe mam już za sobą, chociaż niektóre rzeczy nadal figurują w szafce pod znakiem zapytania. Mam też takie, które chciałabym stopniowo wymienić na nowe. Nie pozbywam się ich jeszcze, bo nie miałabym w czym chodzić, a nie mam też wystarczających środków by zrobić to za jednym zamachem. Zależy mi na posiadaniu garderoby idealnej, ale do tego jeszcze daleko. Póki co pierwszy rekonesans zrobiony. Kolejny krok pewnie wkrótce, bo nie wyobrażam sobie poprzestania na tym.


porządki w ubraniach
Na dzień dzisiejszy jestem zadowolona. Do wydania przygotowałam ok. 30 sztuk ubrań, których z dużym prawdopodobieństwem już bym nie założyła, a jeśli by się to stało, nie czułabym się w nich dobrze czy komfortowo. Wśród rzeczy do oddania znalazły się takie, które nosiłam ładnych kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Uwierzycie, że był tam sweter, który ubierałam będąc w gimnazjum (a naście już dawno nie mam)? :) W odstawkę poszły wszelkie bluzki, których noszenie było dla mnie w jakiś sposób uciążliwe, np. podchodziły do góry i miałam przez to gołe nerki. Pożegnałam się z wieloma parami spodni. Jedne szczególnie lubiłam, jednak były już sprane i za ciasne w pasie. Problem ze zbyt małym obwodem w pasie dotyczył wielu z nich. Wydałam też kilka nietrafionych zakupów. No i nie zabrakło rzeczy, które okazały się nie do zdarcia.

Umyślnie zostawiłam sobie jedną parę spodni z czasów liceum i studiów, które nie dopinają się w pasie. Stanowią dla mnie wyznacznik mojego chudnięcia. Pracuję nad zrzuceniem kilku centymetrów w pasie. Później je wyrzucę z pełną premedytacją. Praca nad sylwetką stanowi też argument do wstrzymania się z wymianą garderoby na nową. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła sprawić sobie kilka nowych sztuk odzieży.

Patrząc na te torby można odnieść wrażenie, że niewielu ubrań się jednak pozbyłam

A jak u Was wygląda sprzątanie w garderobie? Czy też miewacie problemy z wyrzucaniem ubrań? Czy nachodzą Was myśli podobne do moich? A może wręcz przeciwnie, idzie Wam gładko jak po maśle?

niedziela, 4 maja 2014

Oczyszczająco

Podobno, aby ruszyć z miejsca z jakimś nowym projektem, dobrze jest najpierw przyszykować sobie odpowiednio grunt, to znaczy usunąć wszystkie rozpraszacze, uporządkować własną przestrzeń, pozamykać sprawy od dawna pozostaję w toku. No to sprzątam. W rzeczach osobistych, ubraniach, butach, na komputerze, ale też w życiu osobistym. Wywalam to, co już niepotrzebne albo się nie przyda i robię miejsce dla nowego. Próbuję odnaleźć się w gąszczu plików i folderów na dysku swojego komputera, który od dawna prosi się o wymianę na nowy. Z lekkim zdziwieniem patrzę na całą stertę ubrań, które od dawna zalegają w moich szafkach, a z których od dawna nie korzystam. Tym lepiej - łatwiej będzie się ich pozbyć. W tym przypadku miejsca nigdy za wiele. Z resztą jak w każdym innym. Ciągle go brakuje!

No, chyba, że ktoś jest minimalistą i nie ma z tym problemu. Ja do nich jednak nie należę. Przekonałam się o tym nie raz. I wcale mi z tym nie jest źle. Lubię od czasu do czasu zajrzeć do moich „skarbów” i po prostu je sobie przejrzeć. Nieważne, że robię to tylko przy okazji wielkich porządków. Jestem po prostu sentymentalna i już z tym nie walczę. Oczywiście wszystko w umiarze. Czasami z czymś trzeba się jednak pożegnać żeby nie utonąć w przeszłości. Na razie mi to na szczęście nie grozi, więc kilka drobiazgów, z którymi nie mogę się rozstać nie stanowi wielkiego kłopotu. Są też i takie, które przy którymś z kolei porządkowaniu już jednak wyrzucam bez żalu. Być może to kwestia coraz bardziej wyblakłych wspomnień, a może tego, że człowiek jednak ciągle się w jakimś stopniu zmienia i z czasem ocenia pewne sprawy z innej perspektywy?

Wiosna budzi się do życia
Wiosenne pobudzenie - tulipany w moim ogrodzie

Taki dzień jak wczoraj był wprost wymarzony na dogłębniejsze porządki. Siedziałam sama w domu. Nikt ani nic mi nie przeszkadzało, a padający za oknem deszcz wyjątkowo współgrał z moim nastrojem. Tak jak ja oczyszczałam swoją przestrzeń pobudzając się przez to do działania, tak deszcz pobudzał przyrodę do życia. Za oknem dostrzegam bujną i soczystą zieleń, która działa na mnie kojąco i ożywczo. Uwielbiam wiosnę, kiedy wszystko rozkwita, a wokół jest zielono, nawet jak czasem pada. To daje nadzieję, na lepsze jutro! A Wy? Jak się zapatrujecie na oczyszczające porządkowanie własnej przestrzeni życiowej?