sobota, 17 maja 2014

Garderobiane porządki

Porządki w garderobie
Taki stos ubrań mam do wydania...
Pisałam ostatnio o robieniu oczyszczających porządków i muszę powiedzieć, że działają one na mnie kojąco. Ilekroć widzę jak krok po krok moja przestrzeń nabiera odpowiednich kształtów robi mi się jakoś lżej na duszy. Układanie, pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów, ścieranie dawno nagromadzonego się kurzu. To wszystko jest jak szykowanie sobie gruntu pod nowe życie. I tak to trochę odbieram. I tego właśnie potrzebuję! Najważniejszy w tym wszystkim jest właśnie proces porządkowania i chociaż w moim przypadku trwa on już trochę czasu, to nie przejmuję się tym, bo wreszcie widzę światełko w tunelu i czuję, że zbliżam się do końca.

Na początku wzięłam się za ubrania i był to nie lada orzech do zgryzienia gdyż miałam wrażenie, że mam więcej ciuchów niż miejsca na nie - odpowiedniego miejsca w postaci szaf, szuflad i szafek, a nie toreb, reklamówek czy worków. Początkowo myślałam, że nie dam rady i wyjdzie na to, że z powrotem wszystko upchnę. Jak już pisałam wcześniej, jestem bardzo sentymentalna i pięć razy muszę się zastanowić zanim coś wyrzucę nawet, jeśli coś ewidentnie powinno wylądować w koszu albo znaleźć się w innych rękach. Podczas porządków zmagam się z natrętnymi myślami, które utrudniają sprawne sprzątanie i sprawiają, że szkoda mi pozbyć się niektórych ubrań. Nauczyłam się jednak sobie z nimi radzić. Odpowiedni kontrargument zwykle załatwia sprawę. Do najczęstszych przeszkód tego typu należą myśli, które przedstawiam poniżej.
  1. Tak lubiłam tę rzecz – znacie tę sytuację, kiedy podczas porządków natykacie się na ciuch, w którym wychodziliście się za wszystkie czasy, ale jego wygląd i stan pozostawiają wiele do życzenia już od jakiegoś czasu? W pierwszym odruchu chcielibyście zapewne z powrotem odłożyć go na półkę. Przyjrzyjcie się wtedy mu dokładnie i zastanówcie czy nadal chcecie pokazywać się w nim publicznie. Wszystko ma swój kres. Pomyślcie, że pozbywając się go, zyskujecie dodatkowe miejsce w szafie, a w jego miejsce możecie sobie kupić coś nowego.
  2. Zostawię sobie po domu – nie wiem jak Wy, ale ja mam bardzo często tak, że wiem, że ubranie nie nadaje się już by wyjść w nim na miasto, ani nawet na siłownię, a mimo to próbuję znaleźć dla niego zastosowanie i pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to by zostawić je sobie do chodzenia po domu. Czasami dotyczy to rzeczy, które lubiłam. Innym razem takich, w których niemal w ogóle nie chodziłam. To wszystko sprawia, że mam tych rzeczy po domu naprawdę wiele. Kiedy najdą nas takie dylematy warto zastanowić się czy rzeczywiście potrzebujemy kolejnej rzeczy „pod domu” albo czy chcemy paradować w czymś, w czym tak naprawdę nie czujemy się dobrze. Ja lubię wyglądać i czuć się dobrze zawsze. Także w domu, a Wy?
  3. To w ogóle nie jest zniszczone – zdarza Wam się kupić coś, w czym później w ogóle nie chodzicie albo raz na ruski rok zmusicie się by założyć? Mnie tak. Bywa, że pod wpływem impulsu, chwilowej zachcianki czy wyjątkowo korzystnej ceny chapnę coś z wieszaka i lecę z tym do kasy, a później leży na półce nawet latami, bo przecież musi minąć odpowiedni okres przedawnienia by można było to np. komuś oddać. Trudno pozbywa się takich rzeczy. Warto jednak przełknąć żal, że się wydało niepotrzebnie kasę i zwolnić miejsce w szufladzie, a następnym razem starać się dokonywać bardziej racjonalnych zakupów. Taką niezniszczoną rzecz, która nam nie pasuje można np. oddać komuś znajomemu czy bliskiemu. A nuż jej czy jemu akurat przypadnie do gustu.
  4. Jak schudnę, będę nosić – są ubrania, z których po prostu wyrastamy albo takie, które z czasem przestają na nas pasować, bo przytyliśmy, schudliśmy, wyrośliśmy czy po prostu skurczyły się albo rozciągnęły w praniu. Co poradzić, bywa. Powinniśmy się wtedy z nimi pożegnać. My jednak wolimy się łudzić, że kiedyś w jakiś magiczny sposób znów zaczną na nas pasować. Weźmy jednak pod uwagę, że odkładając ich noszenie na wieczne później ryzykujemy, że nawet, jeśli nadejdzie ten moment (bo np. rzeczywiście uda nam się schudnąć), to przestaną nam się już wtedy podobać albo będziemy woleli kupić sobie nowe. Do tego czasu jednak nadal będą zalegać w naszych szafkach. Czy naprawdę warto? Czy są aż takie super? Jeżeli rzeczywiście tak, dajmy im ostatnią szansę, ale odłóżmy na osobną kupkę i wyznaczmy ostateczny termin na rozprawienie się z nimi. Jeśli po tym czasie będą na nas pasować, zostawmy, jeśli nie, pozbądźmy się ich.
  5. A może to się jeszcze przyda – myśl, która nawiedza mnie zwykle w przypadku ubrań, które nie są jeszcze na tyle zniszczone by bez żalu je wydać. Od razu dostrzegam wtedy, jaka to fajna rzecz i jak można by ją wykorzystać. Nagle widzę tysiące zastosować dla materiału, z którego jest wykonana albo wyszukuję zestawienia z innymi ubraniami, w których by się sprawdziła. Problem polega na tym, że zwykle taki ciuch leżał na dnie szafy nieruszany całe wieki z jakiegoś powodu, więc jest małe prawdopodobieństwo, że zacznę w nim chodzić akurat teraz. Podobnie sprawa wygląda z jego wykorzystaniem w inny sposób. Jeśli chciałabym przerobić go sobie na torebkę, bluzkę, sukienkę itp., już dawno bym to zrobiła.
Swoje porządki ubraniowe mam już za sobą, chociaż niektóre rzeczy nadal figurują w szafce pod znakiem zapytania. Mam też takie, które chciałabym stopniowo wymienić na nowe. Nie pozbywam się ich jeszcze, bo nie miałabym w czym chodzić, a nie mam też wystarczających środków by zrobić to za jednym zamachem. Zależy mi na posiadaniu garderoby idealnej, ale do tego jeszcze daleko. Póki co pierwszy rekonesans zrobiony. Kolejny krok pewnie wkrótce, bo nie wyobrażam sobie poprzestania na tym.


porządki w ubraniach
Na dzień dzisiejszy jestem zadowolona. Do wydania przygotowałam ok. 30 sztuk ubrań, których z dużym prawdopodobieństwem już bym nie założyła, a jeśli by się to stało, nie czułabym się w nich dobrze czy komfortowo. Wśród rzeczy do oddania znalazły się takie, które nosiłam ładnych kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Uwierzycie, że był tam sweter, który ubierałam będąc w gimnazjum (a naście już dawno nie mam)? :) W odstawkę poszły wszelkie bluzki, których noszenie było dla mnie w jakiś sposób uciążliwe, np. podchodziły do góry i miałam przez to gołe nerki. Pożegnałam się z wieloma parami spodni. Jedne szczególnie lubiłam, jednak były już sprane i za ciasne w pasie. Problem ze zbyt małym obwodem w pasie dotyczył wielu z nich. Wydałam też kilka nietrafionych zakupów. No i nie zabrakło rzeczy, które okazały się nie do zdarcia.

Umyślnie zostawiłam sobie jedną parę spodni z czasów liceum i studiów, które nie dopinają się w pasie. Stanowią dla mnie wyznacznik mojego chudnięcia. Pracuję nad zrzuceniem kilku centymetrów w pasie. Później je wyrzucę z pełną premedytacją. Praca nad sylwetką stanowi też argument do wstrzymania się z wymianą garderoby na nową. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła sprawić sobie kilka nowych sztuk odzieży.

Patrząc na te torby można odnieść wrażenie, że niewielu ubrań się jednak pozbyłam

A jak u Was wygląda sprzątanie w garderobie? Czy też miewacie problemy z wyrzucaniem ubrań? Czy nachodzą Was myśli podobne do moich? A może wręcz przeciwnie, idzie Wam gładko jak po maśle?

4 komentarze:

  1. Ostatnio przed przeprowadzką do UK, miałam okazję przeprowadzić takie porządki w szafie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że u mnie te porządki też związane były z pewną przeprowadzką. :) Wcześniej tak gruntowne sprzątanie w garderobie robiłam ponad 2 lata temu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nienawidzę tego robić, ale Twoje wskazówki są cenne i motywujące ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Hі there! This blog post couldn't be written much better!

    ʟooking at this article reminds me of my previous
    roommate! He continually kepot talking аbout this.
    I will sewnd this post to him. Pretty sure he will have a very good
    read. Thank you for sharing!

    Also visit my wеbpage: oyacostumes

    OdpowiedzUsuń